XVI MIĘDZYNARODOWA KONFERENCJA
Rola Kościoła katolickiego w procesie integracji europejskiej
Solidarność europejska
Kryzys europejskiej solidarności
Bp prof. Tadeusz Pieronek
Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego
Zasada solidarności państw tworzących dziś Unię Europejską była jedną z podstawowych, dynamicznych wartości scalających te państwa w dążeniu do dobra wspólnego i jako taka została zapisana w Traktacie o Unii Europejskiej.
„Kościół patrzy na te sprawy przede wszystkim z moralnego i religijnego punktu widzenia, ale kiedy w grę wchodzi sprawiedliwość, pokój i solidarność między narodami, otwiera się rozległe pole do działania i współpracy między wszystkimi siłami, które stawiają sobie za cel walkę o autentyczne dobro ludzkiej rodziny” – powiedział Jan Paweł II w czasie audiencji dla Komitetu Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europejskiej do stosunków z parlamentami krajowymi.
Nie można zbudować wspólnego domu Europy bez jedności państw członkowskich, wynikającej z troski i odpowiedzialności za dobro wspólne, przy równoczesnym dążeniu do rozwoju bogatszych państw narodowych, kosztem państw gospodarczo biedniejszych. Tego rodzaju postępowanie jest sprzeczne z zasadą równości wszystkich państw członkowskich i jest obce zasadzie solidarności, która w wymiarze moralnym kieruje się dewizą ewangeliczną „Jeden drugiego brzemiona noście”, a w wymiarze politycznym jest zobowiązaniem przyjętym w dokumentach unijnych.
Przestrzeganie zasady solidarności w praktyce europejskiej ma swoją trudną historię. Ze strony krytyków Unii pojawiają się ciągle głosy, że jest ona fikcją i mówią, że ma się z nią jak z Yeti, bo wielu o niej mówi, ale nikt jej nie widział. Choć jest to twierdzenie mijające się z prawdą, bo Unia wydaje ogromne sumy na pomoc finansową dla państw członkowskich Unii Europejskiej, wspiera je z funduszy strukturalnych na modernizację gospodarek państw członkowskich, wspiera środkami unijnymi rozwój regionalny i obszarów miejskich, rolnictwo i rozwój obszarów wiejskich, politykę zatrudnienia i integracji społecznej, politykę morską i zasobów rybołówstwa, badań naukowych i innowacji, udziela pomocy humanitarnej. To przecież nie cała lista potrzeb, które otrzymują te państwa z Unii.
Niemniej jednak krytycy unijnego wsparcia państw członkowskich mają dużo racji wytykając Unii, że nie zawsze jest wierna zasadzie solidarności. Ilustracją jej braku były pokusy tworzenia Europy dwóch prędkości rozwoju, albo Europy Schengen złożonej wyłącznie z państw strefy euro, także nierówny podział kwot dopłat dla rolników. W 18 z 28 państw Unii dopłaty bezpośrednie dla rolników są wyższe niż w Polsce.
Seria nowych wydarzeń, jakie od kilku lat mają miejsce w Europie i na świecie sprawiła, że pojawiła się pilna potrzeba większej solidarności wśród państw Unii Europejskiej. Wojna w Syrii, destabilizacja polityczna w państwach południowej części basenu Morza Śródziemnego, inwazja Rosji na Ukrainie, aneksja Krymu, kryzys gospodarczy w Grecji, krwawy terroryzm tzw. Państwa Islamskiego, skierowany także przeciw Europie, wreszcie milionowe rzesze uchodźców, kierujących się ku Europie z różnych stron świata, głównie z Afryki i Azji, wymaga gruntownego rozeznania nowej sytuacji i podjęcia przez wszystkie państwa Unii Europejskiej wspólnych działań w duchu solidarności.
W tegorocznej, XVI Konferencji Krakowskiej skupimy uwagę na czterech sprawach wymagających szczególnej solidarności w Europie, a mianowicie na solidarności w polityce bezpieczeństwa, solidarności wobec problemu migrantów, solidarności w polityce energetycznej oraz solidarności między Kościołami i wspólnotami religijnymi.
W dziedzinie bezpieczeństwa, na pierwsze miejsce wysuwa się potrzeba opracowania i wdrożenia w życie wspólnego systemu bezpieczeństwa zewnętrznego i zwalczania terroryzmu w Europie. System ten wymaga proporcjonalnego wkładu militarnego wszystkich państw, członków Unii oraz współpracy z NATO, ze względu na realne zagrożenia ze strony Rosji i Państwa Islamskiego wspierającego terroryzm.
Oprócz kwestii bezpieczeństwa, Europa ma także kłopoty z powodu braku energii z własnych źródeł i dlatego musi ją czerpać z zewnątrz, nawet z innych kontynentów. Dla dużej części Europy gaz jest dostarczany z Rosji. Niestety, Rosja wykorzystuje politycznie gospodarkę swoimi zasobami, wstrzymując dostawę gazu, kiedy zechce, stąd potrzeba uniezależnienia się od jednego dostawcy i konieczność znalezienia innych. Prowadzenie polityki energetycznej z pożytkiem dla wszystkich państw Unii jest możliwe tylko wtedy, kiedy Unia skonstruuje własną, europejską i solidarną politykę w tej materii, a państwa członkowskie Unii wyrzekną się prowadzenia takiej własnej polityki energetycznej, która szkodziłaby innym państwom Unii.
Solidarność potrzebna jest Europie w staraniach o dobry klimat w związku z postępującym globalnym ociepleniem klimatycznym i ciągle za dużym zanieczyszczeniem powietrza i wody przez rabunkową działalność gospodarki i przemysłu.
Wprawdzie w 2014 r. debatowaliśmy już o uchodźcach, ale od tamtego czasu problem z nimi osiągnął taki ciężar gatunkowy i tak podzielił państwa członkowskie Unii, że bez solidarnych poczynań wszystkich państw unijnych może on wkrótce wymknąć się spod kontroli i doprowadzić do humanitarnej katastrofy na niespotykaną skalę. Fala uchodźców, która poczęła zalewać Europę, zastała jej przywódców bez pomysłów i nieprzygotowaną, by sprostać ich podstawowym potrzebom ludzkim. Decyzje i działania podejmowane na gorąco w dużej mierze okazały się niewystarczające.
Budowanie murów i zasieków na granicach państw europejskich po to, by zatrzymać migrantów wędrujących mimo złej pogody i przepływających morze przepełnionymi pontonami, jest pomysłem może i częściowo skutecznym, ale dającym jak najgorsze świadectwo o moralnej znieczulicy ich pomysłodawców, o deptaniu ludzkiej godności w beznadziejnej, skrajnej sytuacji człowieka, który wzywa pomocy. Tysiące migrantów ginie podczas tych wędrówek.
W tej dziedzinie Europa powinna się zdobyć na jednomyślne i solidarne rozwiązanie problemu uchodźców, którego i tak nie uniknie. Nie jest to tylko zadanie państwa, ale także Kościołów, wspólnot religijnych i całej społeczności Europy. Chrześcijanie mają moralny obowiązek pomagać każdemu w potrzebie, zwłaszcza tym, którzy chronią swoje życie i zdrowie.
Czwartym tematem, którym zajmie się Konferencja jest pojednanie między Kościołami i wspólnotami religijnymi w Europie i ich wspólne, solidarne oddziaływanie. Może ono mieć duże znaczenie dla stworzenia dobrej sprzyjającej człowiekowi atmosfery, swego rodzaju duchowego klimatu między ludźmi mieszkającymi w Europie, a dostrzegającymi potrzebę solidarnego działania dla dobra wspólnego.
Od wielu lat podejmowane są starania o zbliżenie siostrzanych Kościołów, katolickiego i prawosławnego, a także prowadzony jest dialog ze wspólnotami chrześcijańskimi i dialog międzyreligijny. Idzie to opornie i powoli, ale przynosi rezultaty, czego dowodem jest gotowość do dialogu okazana przez Cyryla, patriarchę moskiewskiego i całej Rusi, zwłaszcza z papieżem Franciszkiem w lutym bieżącego roku w Hawanie i podpisanie przez nich wspólnej deklaracji.
Żywimy nadzieję, że znawcy spraw, które będą prezentowane na Konferencji Krakowskiej pomogą uczestnikom lepiej zrozumieć i ocenić rolę solidarności europejskiej w rozwiązywaniu wielu problemów, przed którymi dziś stoi Europa.
Kraków, 1 czerwca 2016 r.
Solidarność europejska
wobec problemu migrantów
Marek Orzechowski
dziennikarz, publicysta
Od dłuższego czasu z Brukseli nie płyną dobre wiadomości. Unia Europejska jest dziełem ludzi, nie została niepokalanie poczęta, ciąży na niej wiele grzechów, dlatego oprócz ewidentnych sukcesów, które są jej udziałem, tropią ją kłopoty, problemy i kryzysy. Tych rzeczywiście nie brakuje, a oscylujące wokół nich medialne doniesienia siłą rzeczy upowszechniają wizerunek Unii na skraju dramatycznego upadku. Dominujące w nich alarmujące opisy zagrożeń przyzwyczajają nas nie tylko do Unii w stanie permanentnego kryzysu, ale i tępią wrażliwość, pozbawiają poczucia satysfakcji i owocują zniechęceniem. Nikt nie jest zadowolony, każdy dostrzega deficyty, widzi niepewną przyszłość, optymizm – jeszcze przed kilkoma laty prawdziwy fundament wiary w powodzenie europejskiego projektu, jest na wagę złota. Dlatego solidarność europejska wobec problemu migrantów, to dziś przede wszystkim solidarność w czasach strachu, niepokoju, obaw i zagrożeń. To niezwykle szerokie spektrum problemu z jakim dotychczas Unia nie miała jeszcze do czynienia, sprawdzian jej integracyjnych zdolności i odporności, zagrożonych procesami głębokiej dekompozycji.
Kryzys migracyjny, z którym jesteśmy konfrontowani wydaje się stawiać poprzednie problemy w cieniu, dotyczy bowiem samej substancji Wspólnoty, wszystkich państw członkowskich w równym stopniu, jego intensywność angażuje społeczeństwa w podobnym wymiarze, jego nieprzewidywalne skutki wymuszają zajęcie stanowiska przez każdego. Nikt nie jest i nie może być wobec niego obojętny. Niekontrolowany napływ setek tysięcy nielegalnych migrantów wywołuje pytania o przyszłość Unii, jej spójność, zdolności absorpcyjne, wreszcie pytania o jego znaczenie dla narodowej tkanki dotkniętych nim społeczności, a także o religijny wymiar zjawiska. Nawet jeżeli niektórych niepokoi głębia reakcji, jest ona naturalna w obliczu zdarzeń, które choć w jakiejś mierze przewidywalne, Europę zaskoczyły.
Zaskoczył też obraz Europy, jaki wyłania się z tej konfrontacji, obraz wspólnoty niezdolnej do racjonalnego, solidarnego działania. Z jednej strony szkodzi jej sam niekontrolowany napływ nielegalnych migrantów, z drugiej niebezpieczny jest brak sojuszniczego działania, ujawniający zupełnie odmienne interpretacje przyjętych na siebie wspólnotowych obowiązków. Rozmiar kryzysu i związane z nimi wyzwania poszerzają w Unii obszar niepewności, poczucia zagubienia i zagrożenia, pogłębiają wśród państw członkowskich dezintegrujące tendencje i przede wszystkim ujawniają im samym prawdę, że nie są „wspólnotą solidarności”, o której prawiono na niedzielnych kazaniach, że brakuje im realnego i racjonalnego pomysłu jak solidarność tę z korzyścią dla wszystkich rozwijać, umacniać i osiągnąć. Jego rozwiązanie, a raczej opanowanie jest i będzie testem realności Unii i to nie tylko w odniesieniu do fundamentalnej zasady solidarności.
Na papierze zapisanym układami, europejska solidarność ma się dobrze i jej nie brakuje. W odniesieniu do jej praktykowania w unijnej codzienności wśród państw członkowskich, traktaty wspólnotowe są nawet bardzo wymagające, tyle że unikają jej jednoznacznego zdefiniowania. Wprawdzie w wielu miejscach mówią o duchu solidarności, wspominają o życzeniu jej wzmocnienia w oparciu o historię, tradycję i kulturę europejskich narodów, nie pomijają solidarności między generacjami i w polityce międzynarodowej, zalecają także działania w duchu solidarności w przypadku katastrof czy zagrożeń terrorystycznych. Ale brak uzgodnionej definicji wyjaśniającej czym konkretnie w całościowym wymiarze jest „europejska solidarność”, a także brak katalogu obszarów i dziedzin, w których obligatoryjnie znalazłaby zastosowanie, pozostawiają dużą przestrzeń dla dowolnych interpretacji i sprawiają, że jej praktyczne działanie w realnych sytuacjach nie jest proste. Kryzys migracyjny wyraźnie to unaocznił.
Fundamentem solidarności, nie tylko europejskiej, jest poczucie wspólnoty, i to ono uzasadnia i promuje podejmowanie przedsięwzięć pomnażających wspólne dobro. W praktyce nie bardzo jednak wiadomo, czy solidarność sama z siebie jest na tyle altruistyczna, że wypływa z dobrowolności, czy powinna być raczej w interesie wspólnoty, prawnie wymuszana. Solidarność to przecież nie to samo co niesienie ratunku, nie to samo co przyjście w trudnej chwili z pomocą i nie to samo wreszcie co działalność typowo charytatywna. Solidarność jest więcej niż bezinteresownym darem, to przede wszystkim zobowiązanie do wzajemności oraz wsparcia, i to w każdych warunkach. Solidarna wspólnota zawsze trzyma się razem i skrupulatnie unika wszystkiego, co może zagrażać jej spójności i jej członkom. W solidarnym działaniu zawsze chodzi o dobro ludzi. Trzeba przyznać, że nasza Unia daleka jest od tego ideału, a nawet, że dziś jest dalej niż kiedykolwiek przedtem.
Granice Unii przekracza rocznie ponad trzysta milionów osób, z których większość – sto sześćdziesiąt milionów – to jej obywatele. Kolejne sześćdziesiąt milionów to obywatele państw, z którymi Unia utrzymuje ruch bezwizowy. Pozostałe osiemdziesiąt milionów przyjeżdża z wizami. Do wielomilionowego ruchu na granicach, wręcz do tłoku na nich, ruchu jednak kontrolowanego, jesteśmy więc w Unii przyzwyczajeni. Dane te nie obejmują przybyszów nielegalnych, którzy dostali się na teren Wspólnoty nie tylko bez wymaganych dokumentów, ale w wielu przypadkach w ogóle bez jakichkolwiek. Komisja Europejska szacuje, dokładnych danych nie ma, że z samej tylko Afryki przebywa obecnie w Unii około ośmiu milionów migrantów „nieregularnych”, zatem w zasadzie nielegalnych, o różnym, często nieuregulowanym statusie. Do migrantów, nawet nielegalnych jesteśmy więc w Unii także przyzwyczajeni.
Nie jesteśmy natomiast przyzwyczajeni do masowego, nielegalnego łamania granicznego reżimu i wymuszania na państwach Unii absorpcji setek tysięcy przybyszów, którzy bilet do Unii kupili u przemytników. Dlatego wiele państw Wspólnoty reaguje na związany z nimi problem według własnych reguł, doświadczeń, tradycji i możliwości – kwestie te bowiem nadal pozostają w gestii państw członkowskich. Dotyczy to przede wszystkim krajów bezpośrednio dotkniętych masowym, niekontrolowanym napływem migrantów, ale i tych, które z różnych względów obawiają się dla siebie jego daleko idących skutków. Nie wystarczy bowiem ludzi tych do Unii wpuścić, trzeba mieć jeszcze sensowny, skuteczny i realny plan wpisania ich do własnych społeczeństw, bez naruszania ich substancji i z oczywistym zamysłem, aby obie strony z gestu tego maksymalnie skorzystały.
Węgry, Austria, Słowenia, Chorwacja podjęły odrębne narodowe działania ochronne, bez konsultacji z pozostałymi członkami wspólnoty i Brukselą, ale w szerszej perspektywie – także i w ich interesie. Spotkały się w związku z nimi z zarzutami o sprzeniewierzeniu się zasadzie europejskiej solidarności. Tymczasem naruszona została ona również samodzielną decyzją kanclerz Merkel o otwarciu granicy dla uchodźców z Syrii, która w prostej linii doprowadziła do pomnożenia fali nielegalnych migrantów z innych regionów, nie objętych działaniami wojennymi. Odebrana bowiem została na świecie jako generalne zaproszenie do przyjazdu do Niemiec bez względu na okoliczności i z wyrażoną przez kanclerz gwarancją przyjęcia i opieki. Decyzja ta, podjęta ponad głowami pozostałych członków Unii, bez konsultacji z nimi, bez debaty nad jej skutkami, wymusiła w konsekwencji reakcje krajów położonych na szlaku dostępu do Republiki Federalnej. Zasada europejskiej solidarności ucierpiała więc podwójnie – najpierw kiedy granica Niemiec została bez konsultacji z innymi otwarta i następnie, kiedy granice innych państw zostały w odruchu samoobrony zamknięte. Granice zewnętrzne Unii, nie zapominajmy.
Możemy zapytać, czy jedynie rezygnacja z kontroli na granicy oznacza otwartość i praktykowanie europejskiej solidarności, a jej zamknięcie jest zaprzeczeniem tych wartości? Pytanie to jest ważne, ponieważ warunkuje odpowiedzi na inne: Czy kolektywne rozwiązanie tego problemu jest jeszcze możliwe? Czy wobec konfrontacji z przerastającym zdolności absorbcyjne wielu państw napływem nielegalnych migrantów możliwy jest jeszcze powrót do wspólnotowego myślenia i międzypaństwowej, niekoniecznie europejskiej, solidarności? Niestety, dotychczasowe doświadczenia z europejską integracją nie dostarczają przekonujących powodów do wielkiego optymizmu.
Kiedy Robert Schuman wzywał przed sześćdziesięcioma laty do „solidarności czynów”, jej praktyczną skuteczność widział wyraźnie w wiążących państwa wspólnoty prawnych decyzjach. Nie był więc nadmiernym optymistą, zwolennikiem dobrowolności i nie ulegał urokowi dobrej woli, był realistą. Rozwój wspólnoty potwierdził jego obawy. Państwa członkowskie cały czas dominują, bardzo często zapominają o formule wspólnotowej, w ostatnim okresie bardzo zdecydowanie, ważne dla praktykowania solidarności decyzje tracą na znaczeniu. Wprawdzie Unia chwali się, i słusznie, sukcesami funduszów spójności i rozwojowych, wydaje bajońskie sumy na podtrzymanie mitu o swojej wielkoduszności, będących wizytówką solidarnego działania, ale każdy kto zna Brukselę wie doskonale, że nie zasada europejskiej solidarności przesądza o ich końcowym efekcie tylko twarde, bardzo twarde, często wręcz brutalne i pozbawione pardonu rokowania, którym towarzyszą kłótnie, arogancja, nierzadko szantaż silniejszych, chociaż jest to skuteczna broń również i w rękach słabszych. Dewizą przy stole rokowań jest hasło coś za coś, a nie altruizm i boże błogosławieństwo.
Któż dziś pamięta jeszcze o projekcie „socjalnej Europy”, gdy Jacques Delors rozwijał wizję europejskiej integracji nie tylko w obszarze gospodarki, ale i w społecznej przestrzeni, w której miało być miejsce również dla słabych i najsłabszych, państw i ludzi. Bogate państwa członkowskie do dziś odrzucają wprowadzenie skutecznych mechanizmów podziału europejskiego bogactwa, nie chcą pamiętać o projekcie unijnego ubezpieczenia na wypadek bezrobocia, chociaż stać je na takie rozwiązanie. Jakie zastosowanie znalazła „europejska solidarność” wobec dramatu Grecji, utopionej nie tyle w morzu pieniędzy nie do spłacenia, co zaduszonej na pokolenia cięciami w sferze najbardziej bezbronnych? Również rozszerzenie Unii na Wschód, przyjęcie nowych państw zdeformowanych sowiecką niewolą, wprawdzie przystrojone w solidarnościową narrację, było przede wszystkim operacją opartą na ekonomicznych i politycznych interesach, głównie Niemiec. Dlaczego miałoby być teraz inaczej? Dlaczego hasło – „więcej solidarności” nie miałoby pozostać tylko na papierze?
Przede wszystkim, o czym było już na początku, w Unii brakuje jednolitego zrozumienia czym jest lub powinna być europejska solidarność. W wielu krajach, nie tylko na wschodniej flance Unii dominuje przekonanie, że z narodowego punktu widzenia, solidarność urzeczywistnia się jedynie w granicach i w obszarze własnego narodu, tylko on bowiem tworzy wspólnotę tradycji, historii, kultury, jest gwarantem suwerenności – jednym słowem decyduje o wspólnocie wartości, która uzasadnia i usprawiedliwia podejmowane w jej imieniu decyzje. Poza narodem istnieją tylko interesy i zobowiązania, niezależnie od charakteru ponadnarodowej wspólnoty. To model czy opcja bliska państwom z sowiecką przeszłością i lata upłyną zanim skierują się one w stronę azymutu europejskiej solidarności, gdzie interes Portugalczyka będzie tożsamy z interesem Polaka.
Inaczej widzą się w Europie takie państwa jak Niemcy, Holandia, Belgia czy Szwecja – państwa, które nie tylko bazują na europejskiej solidarności, ale i wyznaczają wręcz jej punkty odniesienia. Z ust ich przedstawicieli często słyszymy o Europie „wspólnych wartości”, do których przestrzegania i dalszego rozwoju się zobowiązały i dla których solidarność oparta na narodzie i praktykowana jedynie w jego obszarze, jest właśnie „niesolidarna”. W odniesieniu do kryzysu migracyjnego przodują w niej Niemcy, chociaż to pewnego rodzaju nowość, bowiem trzeba przypomnieć, że jeszcze przed kilkunastoma miesiącami zdecydowanie oponowały przed wprowadzeniem stałych migracyjnych kontyngentów, a trzy lata wcześniej, kiedy w 2013 roku na Lampedusie lądowały tysiące afrykańskich migrantów, na problemy Włoch miały bardzo głuche ucho. Dlatego między innymi obecna pozycja Niemiec nie znajduje w Unii pełnego poparcia, a polityka otwartych drzwi kanclerz Merkel doprowadziła do tego, że jej skutki postrzegane są jako wybitnie niemiecki problem. Stąd nieskrywane reakcje wskazujące, że Niemcy nie mają prawa żądać dziś od innych solidarności. Przykładem może być tu Francja – Paryż popiera werbalnie stanowisko Berlina, ale nielegalnych migrantów nie przyjmuje.
Jest jeszcze i trzeci wymiar solidarności, kosmopolityczny, będący w opozycji do obu poprzednich. Kosmopolityczna wersja solidarności odrzuca wszelkie kryteria – narodowościowe, rasowe, religijne, odwołuje się jedynie do genewskiej konwencji o uchodźcach, i wyraża, można powiedzieć in persona, ducha globalizacji. Według niej wszystkim ludziom pukającym do drzwi Europy przysługuje azyl.
Europejska solidarność ma swoje granice. Jest nimi kryzys migracyjny. Nie tyle nawet kryzys migracyjny, co napływ nielegalnych migrantów. Nie tyle nawet napływ nielegalnych migrantów, co brak pomysłów na rozsądne jego rozwiązanie, uwzględniające interesy wszystkich członków europejskiej Wspólnoty, nie tylko interesy samych nielegalnych migrantów. Jedno jest pewne. Żaden członek Wspólnoty nie może w efekcie braku porozumienia zostać wypchany poza jej drzwi. Strat wynikłych z takiego kroku nie zrekompensują tysiące nielegalnych migrantów.
Unia Europejska jest promotorem praw człowieka na całym świecie, u siebie w domu – ich bastionem. Mimo to, zgody w tej sprawie nie będzie. Więc europejska solidarność, jak ją rozumieją członkowie klubu wspólnych wartości, skazana jest na gest bogatych, ich własny.
BEZPIECZEŃSTWO
Rozbieżne oceny zagrożeń nie sprzyjają solidarności
dr Michał Góra
Centrum Studiów Interdyscyplinarnych AXIS
Okres zimnowojenny nie dawał szansy na eksperyment z budowaniem samodzielności Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej w zakresie polityki obronności i bezpieczeństwa. Jak długo dwa wrogie bloki polityczne prowadziły bezpardonowe zmagania o dominacje nad światem, tak długo w sferze wojskowości Europa Zachodnia pozostawała swego rodzaju protektoratem USA, które pełniły pierwszoplanową rolę w NATO i swoim potencjałem dawały parasol ochronny przed Związkiem Radzieckim. Zresztą Sojusz Północno-Atlantycki był oraz pozostaje – jak dotąd – jedynym wyraźnym, efektywnym spełnieniem idei i zasady solidarności, wyrażonej jednoznacznie w piątym artykule Traktatu Waszyngtońskiego, który nie pozostawiał wątpliwości że w razie zagrożenia państwa należącego do sojuszu pozostali członkowie zrealizują plan „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”!
Po zakończeniu zimnej wojny możliwe było rozwinięcie przez Wspólnotę a potem Unię autonomicznych zdolności w sferze bezpieczeństwa politycznego i militarnego. Ale mimo różnych prób i koncepcji, a nawet mimo stworzenia strategii i oficjalnej polityki przyjętej jako wspólna w UE (European Security and Defence Policy – ESDP), inicjatywa ta pozostaje niespełnionym marzeniem. Wskazuje raczej na niestety strukturalną słabość konstrukcji unijnej. A ESDP nie należy do, delikatnie rzecz nazywając, najbardziej wiarygodnych i sukcesywnych projektów Unii Europejskiej. Dlaczego tak się stało?
Po 1990 roku dokonała się z powodzeniem integracja zachodniej i wschodniej części Europy. Państwa Unii zaczęły korzystać z niespotykanej w przeszłości koniunktury politycznej i gospodarczej, jaka nagle stała się udziałem tego regionu. Skierowały swoją uwagę na kwestie społeczno-gospodarcze. Zrealizowały szereg celów, które uczyniły z UE najbardziej zasobną, skoncentrowaną na dobrostanie własnym i swoich obywateli (zwłaszcza w państwach „starej Unii”) część świata. Dwudziestolecie tzw. przerwy strategicznej (strategic timeout) okresu pozimnowojennego zaowocowało tym, że geopolitycznie region europejski znalazł się na szczęśliwym kursie i jakby na uboczu rozgrywania się głównych światowych konfliktów, które koniec zimnej wojny nie tyle zlikwidował, co raczej przeniósł w inne regiony globu.
Zamiast wybicia się na podmiotowość, nastąpiło „uśpienie” Europy w zakresie gotowości obronnej. Państwa Unii błędnie oceniły, że zaistniała sytuacja – wynikająca z „pokojowej dywidendy” – potrwa wiecznie albo bardzo długo. Nie zauważyły, że przerwy strategiczne mają inną naturę. Pozwalają jedynie na krótkookresowe wytchnienie i powinny być wykorzystane do lepszego rozpoznania i przygotowania się na nowe zagrożenia. To był błąd, bo nieprzewidziane zagrożenia zwaliły się na UE prawie jednocześnie.
Okres przerwy strategicznej ma się jednak zdecydowanie ku końcowi. Europa, a wraz z nią Unia, wróciły do głównego nurtu polityki światowej z kilku powodów. Rosja rozpoczęła intensywne testowanie determinacji obronnej poszczególnych państw regionu, czego apogeum była agresja na Ukrainę, a co świadczy o planach Kremla na odzyskanie utraconych tu wpływów. Konflikt z Zachodem stał się geostrategicznym dążeniem dla radykałów politycznego islamu, a słabo zmotywowana obronnie Europa – rozpoznana przez taktyków dżihadu jako miękkie podbrzusze Zachodu – stała się symbolicznym i infrastrukturalnym celem zamachów, które są coraz bardziej krwawe. Do tego doszły: kryzys migracyjno-uchodźczy (wykorzystywany przez wrogów zewnętrznych Europy i podsycany przez konkurencję wewnątrz UE), przewlekający się kryzys gospodarczy, realność Brexitu, a w końcu wzrost nacjonalizmów wewnątrz Unii. Skutkujący zwiększeniem roli politycznej lub wręcz przejęciem władzy w części państw Unii przez skrajne ideologicznie ugrupowania. Tyle diagnoza stanu i aktualnej kondycji UE. Jest ona zresztą dziś dość oczywista.
Z jakich powodów wciąż napotykamy na trudności w realizacji Europejskiej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony, podczas gdy w większości pozostałych obszarów działalności Unii Europejskiej można mówić o autentycznym lub przynajmniej względnym sukcesie? Dlaczego jej sfinalizowanie jest tak bardzo trudne, skoro od zainicjowania procesu jedności politycznej w Europie podnoszona była idea bezpieczeństwa i traktowana jest jako ukoronowanie integracji? Aby zrozumieć przyczyny dotychczasowych niepowodzeń musimy wpierw wrócić jednak do kwestii zasad, zwłaszcza solidarności. Bilans korzyści wynikających z uczestnictwa we wspólnej polityce UE związany jest bezpośrednio z tą zasadą. Dzięki niej państwom i wspólnotom udało się osiągnąć bardzo wiele w dziedzinie gospodarczej, społecznej, w zakresie prawa i wolności, ochrony środowiska i jakości życia, i w wielu innych obszarach. Ucząc się stosować zasadę solidarności, zaszliśmy bardzo daleko, mimo licznych kontrowersji i sprzeczności, i mimo wcześniejszych, uzasadnionych historycznie uprzedzeń.
Zasadniczych przeszkód upatruję także w raczej nieartykułowanych ale utrzymujących się rozbieżnościach w zakresie podstawowych interesów strategicznych poszczególnych członków i grup państw członkowskich oraz w dużych różnicach w ocenie czynników zagrażających bezpieczeństwu Europy. W szczególności dotyczy to optyki dotyczącej intencji i strategii Rosji a także trwałości zagrożeń dla UE wypływających z niestabilności na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. Te przyczyny są ważne ale przekraczalne! i… wtórne w stosunku do problemów ze stosowaniem zasady solidarności w odniesieniu do bezpieczeństwa i obronności przez unijnych partnerów.
Podstawowe znaczenie dla wiarygodności Europejskiej Polityki Bezpieceństwa i Obrony będzie mieć zbudowanie dwóch prawdziwych jej ramion – politycznego i wojskowego – które wykażą zdolność do jednoznacznego i solidarnego podejmowania akcji skierowanych na rozwiązanie konfliktów. Przy czym musi dochodzić do reakcji Unii nawet wobec tych konfliktów, które dotąd bywają bagatelizowane z uwagi na krótkookresowe korzyści części członków UE. Droga do takiego stanu jest niezwykle daleka. Potwierdza to fakt, jak łatwo autorytarna i agresywna Rosja podzieliła Europę w trwającej wciąż rozgrywce o Ukrainę i złapanie dużej części Unii w gazową pułapkę zależności od Nord Stream i Nord Stream 2.
MIGRACJE
Kryzys i nieskuteczna solidarność europejska
ks. dr Leszek Gęsiak SJ
kierownik Sekcji Polskiej Radia Watykańskiego
Migracje są tak stare, jak stary jest świat. Człowiek zawsze migrował szukając w innych miejscach lepszych warunków do życia. Ale migracje to także element stymulujący gospodarkę. I jest to jeden z tych wymiarów, gdzie Unii Europejskiej udało się w ostatnich latach osiągnąć wysoki poziom wewnętrznej solidarności. Otwieranie rynku pracy i ułatwienia w otrzymywaniu legalnego pobytu dla konkretnych zawodów pozwalało bowiem z jednej strony na osiągnięcie doraźnych korzyści ekonomicznych, ale także na zapewnienie stabilizacji zatrudnienia w dłuższej perspektywie czasowej. Kierując się takim założeniem, Unii udało się pośrednio pokazać, że ważne jest otwieranie się na innych, likwidowanie lub przynajmniej niwelowanie podziałów etnicznych czy kulturowych, jak też znoszenie granic przy zachowaniu pełnej różnorodności, zwłaszcza dotyczącej tożsamości językowej czy etnicznej. To wszystko jednak dotyczyło europejskich relacji wewnętrznych.
By zrozumieć dlaczego Europa wpisała do traktatów zasadę solidarności, warto sięgnąć do roku 1950, do tzw. „Deklaracji Schumana”. Czytamy w niej, że Europa „będzie powstawała przez konkretne realizacje, tworząc najpierw rzeczywistą solidarność”. I to właśnie miało stanowić o sile wizji nowej struktury. Dlaczego zdaniem Roberta Schumana Europa ma być solidarna? Żeby usunąć odwieczną wrogość między zwaśnionymi europejskimi narodami. Uważał bowiem, że możemy być solidarni mimo tego, że do tej pory byliśmy wrogami. Musimy chcieć sobie wzajemnie pomóc, choć historia bardzo nas poróżniła. Winniśmy być solidarni, aby budować wspólny dobrobyt, pokój i bezpieczeństwo.
Dziś jednak pojawiło się zupełnie nowe wyzwanie, odmienne od tamtego sprzed dziesięcioleci. Zadajemy sobie pytanie: czy w duchu tej solidarności, o której mówią traktaty, jesteśmy gotowi przyjąć ludzi spoza kręgu europejskiego, by dać im taką samą szansę rozwoju, jaką otrzymaliśmy my sami? Wydaje się, że nie. Jesteśmy na nich otwarci, gdy ich potrzebujemy. Diagnoza ta wynika z refleksji nad tym, co dzieje się w Europie w ostatnich latach. Po wielu tragicznych katastrofach łodzi z migrantami na Morzu Śródziemnym, które pociągnęły za sobą tysiące ofiar ludzkich, często zadawano sobie pytanie: dlaczego tak się dzieje? Być może odpowiedź jest dosyć prosta. Stało się tak m.in. dlatego, że Europa Zachodnia, pogrążona w kryzysie demograficznym, potrzebowała siły roboczej. Zamierzała zatem pomóc wyłącznie sobie, a nie obcym, którzy takiej prawdziwej pomocy potrzebują. Część krajów zjednoczonej Europy dała zatem optymistyczny, by nie rzec euforyczny sygnał, że na tych ludzi czekamy, bo ich po prostu potrzebujemy i zagwarantujemy im u nas pracę i dobrobyt. Okazało się jednak, że tych którzy zechcieli skorzystać z tej oferty dla taniej siły roboczej jest zbyt wielu, bo poza imigrantami ekonomicznymi pojawili się ludzie w dramatyczny sposób dotknięci tragedią wojny. Sytuacja przerosła zatem oczekiwania Europy. Zostaliśmy skonfrontowani z prawdziwą falą uchodźców, ludzi, którzy rzeczywiście potrzebują pomocy, którzy uciekają przed wojną i prześladowaniem, którzy chcą po prostu godnie żyć. Na to nie byliśmy przygotowani. Otwarliśmy nasze karty, a w nich miejsce solidarności zajęte zostało przez egoizm tych, którzy żyją w dobrobycie.
Egoizm jest nie do pogodzenia z solidarnością. I tu chyba tkwi cały sekret i trudność tzw. problemu migracyjnego w Europie. Zapisy traktatowe gwarantują nam bezpieczeństwo, a wzajemna solidarność ma nam pozwalać lepiej się rozwijać. Z tego, co osiągniemy, będziemy korzystać wszyscy, ale do wewnątrz. Solidarność zewnętrzna, której nie potrafimy sprostać, pokazuje zatem nam, Europejczykom, że tak naprawdę nie jesteśmy solidarni.
Prawdziwa solidarność wymaga rezygnacji z czegoś swojego dla drugiego. Musi dać nie z tego, co jej zbywa, ale z tego, co jest jej własnością i do czego ma prawo. To dylemat, przed którym stoi dziś Europa. Dlatego też dalej otaczamy się murem. Budujemy kordon ochronny, ponieważ w środku stworzyliśmy dla siebie przestrzeń bezpieczeństwa, pokoju i dobrobytu. A to samo w sobie jest przecież czymś dobrym. Więcej, obowiązkiem każdego państwa jest zagwarantowanie tych trzech elementów jego obywatelom. Unia, która chce częściowo przejąć rolę państwa, także pragnie zapewnić swoim obywatelom dobrobyt i bezpieczeństwo, co jest ze wszech miar godne uznania. W konsekwencji dochodzi jednak do powiększania i tak już wielkich dysproporcji społecznych, gospodarczych i humanitarnych. Okazuje się, że zamiast budować solidarność, budujemy jedynie mury. Ale jeżeli poza tym murem, poza naszą strefą ochronną, jest przemoc, wojna i niepewność i nie ma tam żadnej szansy na godne życie, to już z tym światem nie chcemy mieć nic wspólnego.
Schuman mówił, że produkcja europejskiego związku państw „oferowana będzie całemu światu bez różnicy wyjątków”. Nie chodzi zatem o dawanie tego, co będzie nam zbywać, ale o solidarne dzielenie się z tymi, którzy będą w potrzebie, oczywiście przy zachowaniu twardych reguł ekonomii. Schuman zakładał to w 1950 r. To właśnie miało być zapisane w traktatach, najpierw między Francją i Niemcami, a później przez grupę pierwszych kilku państw tworzących Europejską Wspólnotę Węgla i Stali. Konsekwencją tego jest wspólnota, którą dziś tworzą kraje Unii Europejskiej.
Budując dobrobyt i bezpieczeństwo w Europie przez ostatnie kilkadziesiąt lat, tworzyliśmy dysproporcje między naszym kontynentem jego otoczeniem. Po części było to działanie świadome. W ten sposób bogate państwa zawsze mogły pozyskać przybywającą do Europy tanią siłę roboczą do stymulowania gospodarki. Okazało się jednak, że dysproporcje te są zbyt duże. Wewnątrz kordonu europejskich granic żyje się dobrze i bezpiecznie. Poza nim często już tak nie jest. W pewnym sensie wpadliśmy zatem w pułapkę przekonania wielu społeczeństw świata zachodniego, że budowanie swojego dobrego, bezpiecznego i bogatego domu zapewni nam rzeczywisty i faktyczny spokój. Zapomnieliśmy jednak o czymś bardzo istotnym: o solidarności.
Ostatnia seria zamachów terrorystycznych wyrwała nas brutalnie ze tego snu i złudzenia. Budowanie kordonu okazało się nie tak idealną i efektywną koncepcją jak zakładano. To po prostu nie wystarcza! Dziś, choć nadal bogato, już nie jest tak bezpiecznie jak kiedyś. Europa nie jest już bowiem osobnym i idealnie wyizolowanym światem.
ENERGETYKA I KLIMAT
Solidarność uwzględniająca różnorodność, a nie solidarność unifikująca!
prof. Aleksander Surdej
kierownik Katedry Europeistyki Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie
Operacyjna definicja solidarności to gotowość do rezygnacji z własnych korzyści w celu wsparcia czy przesunięcia korzyści na rzecz innych, których zaliczamy do rodziny albo do wspólnoty. W wymiarze energetyki wyraża się w dwóch aspektach: względnym – gdy koszty np. dochodzenia do czystych źródeł energii rozkładają się nierównomiernie w odniesieniu do dochodów i absolutnym – gdy jakiś kraj musi zrezygnować z wykorzystania posiadanych zasobów. Natomiast klimat to problem jego zmiany i zanieczyszczenia. Kraje Unii różnią się pod względem tzw. miksu energetycznego. Ta różnorodność powoduje, że interesy wewnątrz UE są zróżnicowane.
Solidarność zatem jest stopniowalna. Może być większa czy mniejsza. Bardzo szybkie wymuszanie zmian zwiększa koszty. Odnawialna energia też nie zawsze jest tzw. zieloną energią, bo obrazując to: jeśli zasialibyśmy kukurydzą nagle duże połacie, zniszczymy ekosystem, podobnie jak stało się to np. w Brazylii. Czyli solidarność, to działanie zakładające jako warunek, różnorodność państw członkowskich, różnorodność zasobów, którymi te kraje dysponują, a w konsekwencji: zróżnicowane skutki dla gospodarek i nieforsowanie projektów ideologicznych.
W praktyce unijnej należy zwrócić uwagę także na solidarność pod względem rozwiązań w handlu, przede wszystkim gazem, bo w przypadku ropy naftowej nie ma takiej silnej zależności sposobów importowania od infrastruktury. Unia czy kraje członkowskie nie kupują gazu razem, by następnie go rozdzielać. Każde państwo działa na własną rękę, a umowy handlowe są tajne. Ostatecznie w wymiarze gospodarczym to się sprowadza do oceny: jak dużo, płacimy w stosunku do tego, co płacą inni kontrahenci. Czy ma to związek z solidarnością? Partnerzy czy inne kraje mogą nie wiedzieć, że np. Polska płaci więcej za gaz.
W polityce energetycznej UE zasadnicza jest następująca kwestia: czy powinniśmy dążyć do tego żeby kupować gaz, czy w ogóle zasoby energetyczne jako jeden podmiot, jako cała Unia. Dziś nie ma na to zgody. I tu trzeba byłoby zrozumieć dlaczego? Może poszczególne kraje oceniają, że są w stanie same wynegocjować lepsze warunki. Tego nie wiemy. Powinno to być elementem dyplomacji gospodarczej, bo trzeba też poznać stanowisko potencjalnego partnera, z którym chcemy uzgadniać strategie zakupowe. On może być zdziwiony, że my się dziwimy. Należy zatem stworzyć warunki do wymiany informacji albo uzgodnień, żeby nie być rozgrywanym w negocjacjach.
Inna fundamentalna kwestia unijnej polityki energetycznej i klimatycznej, to uświadomienie sobie różnicy między solidarnością i jej rozumieniem, kiedy budowano pierwsze wspólnoty, a obecną sytuacją związaną z bezpieczeństwem energetycznym i klimatycznym! Generalnie, im mniej krajów i im bardziej są podobne do siebie, tym większe poczucie więzi. Im większe zróżnicowanie, tym mniejsze odczucie solidarności. Kiedyś mieliśmy także silne podstawy chrześcijańskie. Obecnie postulat solidarności wyprowadza się z koncepcji praw człowieka, ale oderwanych od aksjologii chrześcijańskiej. A tymczasem odczuwamy bliskość właśnie na podstawie jakiejś więzi: religijnej czy etnicznej. Więź obywatelska, zaryzykuję, nie jest wystarczająco silną kategorią.
Oczywiście miejmy więc świadomość, że wśród obecnych przywódców unijnych jest coraz więcej – niestety – opinii wyraźnie sprzecznych z faktami. Jedną z nich jest lansowanie tezy, że założenie najpierw EWWiS, potem EWG, a w końcu Unii Europejskiej nie osadzało się na chrześcijaństwie. A przecież chrześcijańska demokracja była wówczas partią wiodącą. Adenauer czy de Gasperi mieli poczucie przynależności do wspólnoty chrześcijańskiej. Obecnie Unia jest projektem „kosmopolitycznym”. W książce „Oblicze Boga” Roger Scruton wprowadza rozróżnienie widoku „znikąd” i widoku „skądś”. My generalnie mamy widok „skądś” – jesteśmy ludźmi biologicznymi, kulturowo warunkowanymi. Kiedyś UE to też był widok „skądś”. Teraz jest to projekt „znikąd”, na podstawie konceptów całkowicie abstrakcyjnych.
Jednak zmiany, które się dzieją, nie są deterministyczne i powinniśmy odnosić się w nich wciąż do przeszłości, do owego „początku”. Tymczasem tzw. elity traktują Unię jako projekt konstruktywistyczny. I tu mamy chyba wyjaśnienie problemu ze współczesną solidarnością w UE. Wobec takiego stawiania spraw solidarność słabnie, a jej ożywienie wymaga odniesienia do tego, co czują ludzie – podstawowych wartości a nie sztucznych konceptów, które nie przekonają rozsądnego człowieka. Nie możemy wymyślać tworów, które na papierze działają, natomiast są głęboko rozbieżne z odczuciami ludźmi, z ich naturalnymi i zakorzenionymi historycznie i kulturowo przekonaniami. Przykładów tego mamy wiele, choćby ten z ostatnich wyborów w Austrii. Austriacy też pewnie reagują na narzucanie zmian, które kompletnie im nie pasują.
Proszę wybaczyć ale posłużę się tu przykładem. Możemy zrobić eksperyment – loterię osiedleńczą. Jak mieszkaniec Małopolski wylosuje, że ma zamieszkać w Palermo, to mieszkaniec Palermo ma dać klucz do swojego mieszkania. Czy będzie on dbać o Sycylię tak bardzo jak o Kraków?
Gospodarowanie jest narzędziem zaspokajania potrzeb i zdobywania dochodów do zaspokajania potrzeb. Nie jest celem samym w sobie. Trzeba się upomnieć o właściwe proporcje. Należy też umieć przekładać na konkret zasady takie jak solidarność. O solidarności należy przypominać i o nią się upominać. Najpierw dyskretnie, a potem głośno, bo czasami syty nie rozumie głodnego. Solidarność jest relacją wzajemną. Niekoniecznie symetryczną, ale żeby była długookresowo podtrzymywana musi być wzajemna. Nie tylko jesteśmy biorcami gestów czy poświęceń, ale sami możemy być do nich wezwani.
WSPÓLNOTY RELIGIJNE I KOŚCIOŁY
Solidarność międzyreligijna wymaga woli stron i… nadziei!
dr Jan Olbrycht
poseł do Parlamentu Europejskiego
Jeżeli mamy dyskutować o solidarności między kościołami i wspólnotami religijnymi, to sprawa jest bardzo pilna i absolutnie niezbędna, w szczególności w sytuacjach kryzysowych. Żeby zaś poważnie i z głębokim przekonaniem mówić o UE, że jest ona budowana w oparciu o wartości chrześcijańskie, bo taka była intencja większości ojców założycieli, to trzeba podkreślić, że kwestie solidarności stanowią jeden z podstawowych elementów całej tej konstrukcji. Solidarność jawi się tu jako zasada o charakterze uniwersalnym, a selektywnym. To nie jest sytuacja, o której możemy powiedzieć: w określonym momencie historycznym, w określonych okolicznościach solidarność działa a winnych nie, bądź ma inny charakter.
Solidarność jako zasada uniwersalna, która dotyczy wzajemnego wspierania się w sytuacjach trudnych, czy wzajemnego noszenia swoich ciężarów, to kategoria, która musi obowiązywać w ogóle w świecie chrześcijańskim, a w UE powinna być stosowana na co dzień. Tu dodam, że ta zasada stanowi drugą stronę medalu, w stosunku do zasady subsydiarności. Zasada subsydiarności bez zasady solidarności jest w gruncie rzeczy martwa. Tak więc jeśli mówimy o zasadzie solidarności wewnątrz UE, to musimy pamiętać, że ona musi iść w parze z zasadą subsydiarności, rozumianą zarówno w sensie osobistym, czyli w relacjach między osobą ludzką a rodziną, ale również w relacjach z większymi społecznościami czy konstrukcjami o charakterze administracyjno-politycznym. W związku z tym z jednej strony mamy do czynienia z uniwersalnością, jaką zadeklarowaliśmy (że będziemy stosować ją w funkcjonowaniu UE). Mieszczą się w niej bowiem zarówno kwestie wewnętrzne, jak i kwestie zewnętrze – relacje pomiędzy różnego typu społecznościami.
Mieszczą się w niej zatem również relacje pomiędzy wyznawcami różnych religii. I to jest o tyle specyficzne zjawisko, że dotyczy ono zarówno kwestii wewnątrz organizacji międzynarodowej jaką jest UE, jak i poza nią – w jej relacjach wewnętrznych, jak i ze światem zewnętrznym. W przypadku solidarności między kościołami, czy też grupami wyznaniowymi mamy do czynienia z relacjami pomiędzy społecznościami wiernych, którzy bądź żyją wewnątrz UE lub poza jej granicami. Relacje między tymi społecznościami, nawet jeśli funkcjonują poza Unią, rzutują na sytuację wewnątrz Unii. W związku z tym nie możemy ograniczać się tylko i wyłącznie do opisu sytuacji wewnętrznej i opisu tego, w jaki sposób społeczność katolików, czy Kościół katolicki rozumiany jako społeczność wiernych ale i hierarchów, odnosi się do społeczności muzułmańskiej wewnątrz UE, bo to tylko część zjawiska.
I tu pojawiają się dwa pytania: W jaki sposób Kościół katolicki odnosi się do tego zjawiska – czy ogólnie – jak wyznania chrześcijańskie odnoszą się do islamu w skali świata? Bo tego nie da się wyraźnie rozdzielić. Oraz: Czy w ogóle można mówić o solidarność między religiami?
Solidarność to jest zasada, która zakłada wzajemność, to wielostronna relacja i strony powinny podobnie rozumieć i respektować tę zasadę. Oczywiście, chrześcijanie są zobowiązani do stosowania zasady solidarności również wobec tych, którzy tej zasadzie nie hołdują. Taka jest natura naszej wiary. Jeżeli więc uważamy, że ta zasada ma charakter uniwersalny, jeżeli nie dotyczy tylko wybranych ludzi bądź wybranych zjawisk, tylko uważamy, że ona dotyczy nas, jako części społeczności światowej, to mamy obowiązek ją stosować, bez względu na to czy inni ją respektują czy nie.
Bycie solidarnymi z innymi jest wtedy pełne i skuteczne, jeżeli mamy do czynienia ze wzajemnością. Ale jeżeli nie możemy liczyć na wzajemność, to dalej trzeba być solidarnym z tymi, którzy tego potrzebują. Jest to o tyle skompilowane, że kwestia solidarności wymaga woli – woli pewnego podmiotu lub podmiotu zbiorowego. Bo to jedna z tych zasad, które nie odnoszą się do zjawisk, „które się toczą”. Ona zakłada wyraźną wolę działania, bardzo wyraźną „postawę wobec”, „postawę solidarności z…”. W związku z tym paląca jest kwestia: czy religie, kościoły, społeczności wyznaniowe mają wolę bycia solidarnymi z innymi czyli czy są gotowe wspierać potrzebujących czy zagrożonych w działaniach.
Rysujące się trudności w takim podejściu wynikają z szeregu czynników, ponieważ różna jest natura religii światowych. U katolików mamy do czynienia z wyraźnie określonymi strukturami hierarchicznymi – mamy głowę Kościoła i ktoś się oficjalnie wypowiada w imieniu Kościoła, potem zaś wierni działają. Z kolei w islamie sytuacja jest zupełnie odmienna, mamy do czynienia z tekstem Koranu, który jest interpretowany na bardzo wiele sposobów i – w zależności od woli i kierunku interpretacji – mamy u muzułmanów do czynienia albo z wyrażaną wolą współpracy, współdziałania i solidarności, albo z nastawieniem wręcz wrogim i radykalnie niechętnym.
W związku z tym pozostaje nam sceptycyzm w ocenie szans na solidarność między religiami jako formacjami pojętymi całościowo. W przypadku relacji chrześcijaństwo – islam mówiłbym raczej o tym, ze istnieje niezbędna potrzeba do tego aby ludzie wyznający te religie byli ze sobą solidarni, nawet jeżeli po którejś stronie nie ma scentralizowanej, zhierarchizowanej struktury. Z doświadczenia wiem, że są bardzo aktywne grupy wewnątrz islamu, i to również wśród imamów czy myślicieli islamskich, mam na myśli choćby ośrodki akademickie, które bardzo wyraźnie dają do zrozumienia, że odczytanie Koranu w sposób pokojowy, otwarty, przyjazny, wspierający, jest odczytaniem nie tylko skutecznym, ale prawdziwym – że takie jest właściwe odczytanie intencji tekstu Koranu. Istnieją takie nawet struktury, które prowadzą dialog z Parlamentem Europejskim, jak np. organizacja imamów na rzecz Islamu bez przemocy. To struktura światowa, licząca kilkaset osób rozsianych na wszystkich kontynentach. Regularnie się spotykają i poprzez różnego typu środki przekazu próbują pokazywać, że ta wersja islamu jest potrzebna; również po to, aby religia ta była traktowana jako partner, współpracownik, współbudujący ład.
Jeżeli spotykamy się z przedstawicielami Kościoła katolickiego, którzy mieszkają w Syrii, to oni mówiąc o swoich postawach wobec ludzi islamu, którzy żyją w określonych miejscach, wskazują, że tam w skrajnie kryzysowych warunkach postawa jednych i drugich często jest pozbawiona nienawiści, odległa od odbierania komuś godności. Mówią o postawach ze strony środowisk muzułmańskich, które są niezwykle solidarnie nastawione wobec chrześcijan, które chronią „ich chrześcijan” przed atakami. To niestety nie jest większość. Bo częściej mamy do czynienia z prześladowaniami chrześcijan, ale tego typu postawy się zdarzają.
Jeszcze raz chciałbym dzisiaj powtórzyć, że istnienie w innych społecznościach wyznaniowych tego typu postaw, potwierdza nasze przekonanie, że solidarność jest zasadą uniwersalną, nawet jeżeli nie wszyscy ją tak samo nazywają. Jeżeli nie wszyscy mówią o bardzo określonej jej genezie, to tak czy inaczej jest ona zawarta w naturze człowieka – w naszym kodzie kulturowym czy etycznym. Sprawa jest faktycznie pilna. Potrzeba, aby o tym mówić nie tracąc nadziei.
Otwarcie Konferencji (wersja polska)
Wystąpienia wprowadzające (wersja polska)
I Grupa robocza
SOLIDARNOŚĆ EUROPEJSKA W POLITYCE BEZPIECZEŃSTWA
część 1 (wersja polska)
część 2 (wersja polska)
II Grupa robocza
SOLIDARNOŚĆ EUROPEJSKA WOBEC PROBLEMU MIGRANTÓW I AZYLANTÓW
część 1 (wersja polska)
część 2 (wersja polska)
III Grupa robocza
SOLIDARNOŚĆ EUROPEJSKA W POLITYCE ENERGETYCZNEJ I KLIMATYCZNEJ
część 1 (wersja polska)
część 2 (wersja polska)
Podsumowanie prac w grupach roboczych (wersja polska)
Sesja specjalna
SOLIDARNOŚĆ MIĘDZY KOŚCIOŁAMI I WSPÓLNOTAMI RELIGIJNYMI (wersja polska)
Podsumowanie i zakończenie konferencji (wersja polska)
Opening (original version)
21 i 22 września 2016 roku w ramach kolejnej Międzynarodowej Konferencji z cyklu „Rola Kościoła katolickiego w procesie integracji europejskiej” przeprowadzono szereg wykładów i obrad poświęconych różnym aspektom solidarności. XVI Konferencja ze wspomnianego cyklu odbyła się pod znamiennym tytułem „Solidarność Europejska”. W konferencji uczestniczyło około 250 słuchaczy. Wystąpiło 26 ekspertów i 7 profesjonalnych moderatorów.
Idea solidarności stanęła u podwalin integracji europejskiej a zasada solidarności stanowi jedną z fundamentalnych w Unii Europejskiej i obecna jest we wszystkich znaczących dokumentach, które konstytuują aktualną konstrukcję europejską. Z tegorocznym tematem zmierzyliśmy się podczas warsztatów poprzedzonych kilkoma wykładami przygotowanymi przez doświadczonych intelektualistów. O wprowadzenie do tematyki poproszeni zostali: dr Hans-Gert Poettering (Fundacja im. K. Adenauera), abp dr Silvano Tomasi (Papieska Komisja Iustitia et Pax) i prof. Jerzy Buzek (poseł do PE). Naszą dyskusję zawęziliśmy jednak tylko do trzech obszarów problemowych:
– SOLIDARNOŚĆ EUROPEJSKA w polityce bezpieczeństwa.
– SOLIDARNOŚĆ EUROPEJSKA wobec problemu migrantów i azylantów.
– SOLIDARNOŚĆ EUROPEJSKA w polityce energetycznej i klimatycznej.
Szczególnym punktem tegorocznego spotkania w Krakowie była specjalistyczna sesja panelowa poświęcona problemom relacji ukraińsko-rosyjskich i konfliktowi zbrojnemu u granic UE, a zwłaszcza temu, jak różne wspólnoty religijne i kościoły tam obecne, starają się realizować zasadę solidarności w skomplikowanej sytuacji politycznej i wyznaniowej towarzyszącej obecnym przemianom na Ukrainie. Na sesji specjalnej, zatytułowanej „Solidarność – między Kościołami i wspólnotami religijnymi” organizatorom udało się zgromadzić wysokich przedstawicieli wszystkich głównych kościołów funkcjonujących na Ukrainie, co zostało odnotowane przez komentatorów jako wydarzenie wyjątkowe w kontekście konfliktu u naszych wschodnich sąsiadów, który ma nie tylko tło polityczne, etniczne i militarne, ale również religijne.